wtorek, 6 marca 2012

Dante Alighieri


Boska komedia 
 
Przeze mnie droga w miasto utrapienia;
Przeze mnie droga w wiekuiste męki;
Przeze mnie droga w naród zatracenia;
Jam dzieło wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Wzniosła mię z gruntu potęga wszechwłodna,
Mądrość najwyższa, miłość pierworodna:
Kto wchodzi do mnie, żegna się z nadzieją.
Te słowa ryte na bramie czernieją,
Ich treść, o! Mistrzu(1), jest dla mnie tajemną!

 On głosem zwykłym świadomej osobie:
 "Tu - rzecze - z marnych wyzuj się przestrachów,
Wszystko, co podłe, niechaj zamrze w tobie;
Spuścić się mamy do wieczności gmachów
I napotkamy tłumy niezliczone,
Wiekuistego światła pozbawione".

Rzekł, przyjacielską rękę mi podaje,
Dobrotliwymi zachęca uśmiechy;
Uczułem w sercu wzruszenie pociechy
I wszedłem śmiało w tajemnicze kraje.
Stamtąd wzdychania, żale i okrzyki
Szumią śród nocy bez gwiazd i księżyca:
Słucham, i łzami nabiegła źrenica.
Okropny hałas, tysiączne języki,
Wybuchy gniewu, szlochania boleści,
I wycie mężów, i lament niewieści!
Zgiełk przeraźliwy tak rozlicznych wrzasków
To wre na przemian, to się społem zetrze,
Jako tumany afrykańskich piasków,
Kiedy się zerwą i zmącą powietrze.

Andrzej Jan Morsztyn


Chce i nie chce 
 
Na cóż, gładka tyranko, ten ból, co mię suszy, 
Każesz sobie powiadać, kiedy cię nie ruszy?
Te męki, które cierpię u ciebie w więzieniu, 
Wiedzieć chcesz, ale nie chcesz myślić o ulżeniu;
Już też to wierutna złość, że-ć miłość do smaku 
Moja, a wżdy się skłonić do jej nie chcesz znaku.
Mogę-ć się śmiele skarżyć i krzyczeć, że ginę 
Znosisz lament, lamentu odrzucasz przyczynę.
Gdy-ć się tedy wyrazić żale me napieram, 
Nie śpiewam wtenczas, Zosiu, nie, ale umieram.

Władysław Broniewski


Bezsenność 
 
Nie śpię, spać ci nie daję, palę papierosy; 
na stole: budzik, chleb, dwie żółte chryzantemy, 
listopadowy wiatr za szybami krzyczy wniebogłosy, 
ja jestem niemy, 
tylko na kształt krzywego drewna 
wykrzywiam się na ten wszechświat... 
Śpij, moja dobra, rzewna, 
ja nie śpię. 
Jeśli chcesz, to mi odbierz papierosy, 
albo rękę połóż na włosy, 
do snu się każ ukołysać, 
naucz, jak wiersze pisać. 
 
Chwile
 
Ręce skrzyżuję, głowę pochylę, 
w dawność popłyną myśli i chwile,  
jesień wichurą w szyby zapłacze, 
dawne, stracone znowu zobaczę. 

Oczy zasłonię ciężką powieką: 
indziej, inaczej, dawno, daleko-  
wróci tęsknota, wróci niepokój, 
kroki znajome przejdą przez pokój. 

Znowu zapłonie w oczach i słowach 
światło ukryte w palcach różowych,  
nocą w ogrodzie kwiaty się ockną, 
duszne zapachy wpłyną przez okno. 

Oczom bezsennym znów się odsłonią 
piersi jak blade kwiaty tytoniu,  
nocą wilgotną - sennie, srebrzyście - 
miesiąc obłędny zajrzy przez liście...  

Sny niespokojne, sny niepojęte, 
kwiaty uwiędłe, okno zamknięte!  
Liryko rzewna! - śpiewasz - i nocą 
czarne, dalekie skrzydła łopocą. 


Bagnet na broń 

Kiedy przyjdą podpalić dom, 
ten, w którym mieszkasz - Polskę, 
kiedy rzucą przed siebie grom 
kiedy runą żelaznym wojskiem 
i pod drzwiami staną, i nocą 
kolbami w drzwi załomocą - 
ty, ze snu podnosząc skroń, 
stań u drzwi. 
Bagnet na broń! 
Trzeba krwi! 

Są w ojczyźnie rachunki krzywd, 
obca dłoń ich też nie przekreśli, 
ale krwi nie odmówi nikt: 
wysączymy ją z piersi i z pieśni. 
Cóż, że nieraz smakował gorzko 
na tej ziemi więzienny chleb? 
Za tę dłoń podniesioną nad Polską- 
kula w łeb! 

Ogniomistrzu i serc, i słów, 
poeto, nie w pieśni troska. 
Dzisiaj wiersz-to strzelecki rów, 
okrzyk i rozkaz: 
Bagnet na broń! 

Bagnet na broń! 
A gdyby umierać przyszło, 
przypomnimy, co rzekł Cambronne, 
i powiemy to samo nad Wisłą. 


 

Ignacy Krasicki


Dąb i dynia 
 
Kiedy czas przyzwoity do dojźrzenia nastał,
Pytała dynia dęba, jak też długo wzrastał?
"Sto lat." ,Jam w sto dni zeszła taką, jak mnie widzisz" -
Rzekła dynia. Dąb na to: "Próżno ze mnie szydzisz.
Pięknaś, prawda, na pozór, na pozór też słyniesz:
Jakeś prędko urosła, tak też prędko zginiesz." 
 
Mądry i głupi 
 
Pytał głupi mądrego: "Na co rozum zda się?"
Mądry milczał; gdy coraz bardziej naprzykrza się,
Rzekł mu: "Na to się przyda, według mego zdania,
Żeby nie odpowiedać na głupie pytania."
 

Potok i rzeka 

Potok, z wierzchołka góry płynący z hałasem,
Śmiał się z rzeki; spokojnie płynęła tymczasem.
Nie stało wód u góry, gdy śniegi stopniały,
Aż z owego potoka strumyk tylko mały.
Co gorsza, ten, co zaczął z hałasem i krzykiem,
Wpadł w rzekę i na koniec przestał być strumykiem.

Cypriam Kamil Norwid


Bogowie i człowiek 
 
Dziś autorowie są jak Bóg:
Dość jest, że tchną, wnet arcydzieło wstawa;
W skrzydlaty lot posuwa ciężki pług -
Trud jest jakoby zabawa!

Nie samo już słońce rzuca cień
Wawrzynów - skłania je i wiatr życzliwy,
Dwadzieścia lat sławy za jeden dzień
Dając - za jeden dzień szczęśliwy!

I od Wirgiliusza kształtnych pień
Zalatują jeszcze ludzkie natchnienia...
On! dwadzieścia lat pracy dał za jeden dzień -
Za jeden dzień stworzenia!
 
Sen
 
Miałem sen, nie wiem, o ile bezsenny? 
Na placu bitwy dwóch ludzi leżało, 
Każdy w postawie martwej, lecz odmiennej: 
Ten, co od wschodu, w ziemie wpoił ciało, 
Lecz twarz ku niebu mając odwróconą, 
Kiedy nań patrzył, wciąż ci się zdawało, 
Że żyła... tylko była wyprzedzoną 
Przez siebie samą... i tak wciąż był bladszy 
On mąż, obliczem całym w niebo wryty, 
Jak gdy się człowiek za-kocha, za-patrzy 
I za-przepaści się w coś... w twarz kobiety, 
W myśl, w niedościgłość jaką, w koniec wieczny, 
W rzecz, co gwiazd tyle ma, ile łuk mleczny! 
- Ten mąż plecami w ziemie się zapadał, 
Gdy pierś i czoło w niebo promieniły; 
I zdało ci się, że niebo spowiadał 
Albo rozgrzeszyć ziemi nie miał siły, 
Albo z obiema przestworami temi 
Walczył...aż rękę wzniósłszy do drugiego, 
Ku zachodowi placu leżącego, 
Ostatnim głosu tchem zawołał: \\" Ziemi ! \\" 

Człek od zachodu w innej legł postawie: 
On skroń zwróconą miał ku młodej trawie, 
Co rozściela się pod jego rany 
Jakoby księga w aksamit oprawna, 
I był jak człowiek w pismo zaczytany 
Treści, co na wskroś wielka lub zabawna... 
- W sposób, iż atom śledząc po atomie, 
Coraz mniej jego widziałeś oblicze. 
Jeśli to Dante był, to niebo w tomie 
Książki - a w mózgu swym miał Beatriczę, 
Za-przepaszczając się coraz głębiej 
Tak... że aż zadrżał on - czy pod nim gleba - 
I tchnieniem, które śmierć na ustach ziębi, 
Krzyknął ku temu, co na wschodzie: \\" Nieba\\" 

Moja piosenka 

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba....
Tęskno mi, Panie...

Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą...
Tęskno mi, Panie...

Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
Są, jak odwieczne Chrystusa wyznanie,
"Bądź pochwalony!"
Tęskno mi, Panie...

Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej,
Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,
Równie niewinnej...
Tęskno mi, Panie...

Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,
Do tych, co mają tak za tak - nie za nie,
Bez światło-cienia...
Tęskno mi, Panie...

Tęskno mi owdzie, gdzie któż o mnie stoi?
I tak być musi, choć się tak nie stanie
Przyjaźni mojej...
Tęskno mi, Panie...

Bolesław Leśmian


Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz. 
 Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym sadzie, w innym lesie -
Może by inaczej zaszumiał nam las
Wydłużony mgłami na bezkresie....

Może innych kwiatów wśród zieleni bruzd
Jęłyby się dłonie dreszczem czynne -
Może by upadły z niedomyślnych ust
Jakieś inne słowa - jakieś inne...

Może by i słońce zniewoliło nas
Do spłynięcia duchem w róż kaskadzie,
Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym lesie, w innym sadzie...
 
 
Wracam, wracam po długiej rozłące
Wracam, wracam po długiej rozłące - Dłonie twoje, niecierpliwe, lgnące. Wszystko - dawne, a niby na nowo - Drogi oddech-znajomy ruch głową... Znów prowadzisz przez wszystkie pokoje, I idziemy, idziemy oboje... Nowej sukni nie postrzegłem wcale - Śmiech Twój dzwoni, że patrzę niedbale. Pokazujesz dłonią niespodzianie Nowe w kwiaty obicia na ścianie I list do mnie zaczęty na stole - "Pełen żalu ... Niech leży ... Tak wolę". 
Okno nagle otwierasz w głąb nieba -
Niepotrzebnie, a właśnie tak trzeba.

Dłoń ma tulisz do serca, więc słyszę,
Jak uderza,- choć w ustach masz ciszę...

I w tej ciszy, w straszliwym milczeniu
Skroń mi, płacząc, składasz na ramieniu. 
 
Anioł

Czemu leciał tak nisko ten anioł, ten duch
Sięgający piersiami skoszonego siana?
Wiatr rozgarniał mu skrzydeł świeżący się puch,
A od kurzu miał ciemne jak Murzyn kolana...

Włos jego - hartowana w niekochaniu miedź!
Oczy płoną, miłosnym nieskalane szałem!
Snem wezbrała mu w skrzydłach niewiadoma płeć,
Kiedy lecąc sam siebie przemilczał swym ciałem...

Możem zbyt go zobaczył lub uwierzył zbyt,
Bo w niechętnej zadumie przystanął w pół drogi...
I znów w oczach mu błysnął nieczytelny świt,
Gdy do lotu pierś tężył i prostował nogi.

Rosa jeszcze mu ziębła na wargach, a on
Już piętrami swych skrzydeł ku niebu się wzbielił
I ogarom ciała oddał bezmiarom na strwon,
A jam się do niebiosów wówczas onieśmielił...

Odtąd, gdy wchodzę z tobą w umówiony park,
Gdzie światła księżycowe do stóp nam się łaszą -
W twych wargach szukam jego przemilczanych warg
I nie wiem, co się dzieje z tą miłością naszą?... 
Gwiazdy
Tej nocy niebo w dreszczach od gwiazd mrugawicy
Kołysało swój bezmiar w sąsiednie bezmiary,
To w próżnię swe radosne unosząc pożary,
To zbliżając je znowu ku mojej źrenicy.

Patrzę, niby przez nagły w mej ślepocie wyłom,
A światy roziskrzone - zaledwo na mgnienie
Odsłaniają mym oczom, jak nieba mogiłom,
Dalekie, zatajone w srebrze ukwiecenie.

Odsłaniają swe jary, wzgórza i parowy,
Już z jednego szum borów płonących dolata,
Z drugiego - cisza grobów, a z trzeciego świata -
Krzyk o pomoc i zawiew południa lipcowy.

Zasłuchany, wpatrzony stoję tak do świtu,
Aż niebo wron zbudzonych przesłoni gromada,
Gwiazdy giną w jaśnistych roztopach błękitu,
I gąszcz rosy na rzęsach zbłyskanych osiada.

Skroń znużoną pochylam do stogu na łące,
Garścią rozcwierkanego rojem świerszczów siana
Rzeżwię oczy, smugami gwiazd jeszcze gorące,
I do snu odniałego padam na kolana.

I śni mi się i trwogą uderza do głowy
Krzyk o pomoc i zawiew południa lipcowy.
 

Maria Konopnicka



Tam, w moim kraju, w dalekiej stronie 
 
Tam, w moim kraju, w dalekiej stronie 
Sto gwiazd zgaszonych stoi w koronie, 
Sto gwiazd zgaszonych nad polem stoi, 
Jak stu rycerzy w żelaznej zbroi. 
 
Tam, w moim kraju, w dalekiej stronie 
Sto serc gorących tęsknotą płonie, 
Sto serc gorących w piersi uderza 
Jak duch w żelazne blachy pancerza. 

Tam, w moim kraju, w dalekiej stronie 
Sto wichrów tętni przez puste błonie, 
Sto wichrów tętni przez szlak stepowy 
Jak stu rumaków w złote podkowy. 

A jak przeminie sto dni, sto nocy, 
Wstaną rycerze w serc żywych mocy, 
Wstaną rycerze, dosiędą konie, 
Zapalą gwiazdy w złotej koronie. 
 

 Do kobiety

Czy wiesz, ty piękna i ty uśmiechniona,
Której usteczka rozchyla pustota,
Co znaczy "kocham", to najświętsze słowo,
Co pada z piersi jako strzała złota,
I jak królewskiej purpury zasłona,
Oddziela ciebie, wzruszeniem różową
I drżącą snami szczęścia dziewiczemi,
Od wszystkich ludzi na całej tej ziemi,
Byś otworzyła jednemu ramiona?

Czy wiesz ty o tym, motylu i kwiecie,
Poranków wiosny ty śpiewna ptaszyno,
Że ta godzina, w której usta twoje
Szepczą to słowo, jest cudów godziną?
Że wtedy jasno robi się na świecie,
Że srebrem biją wszystkie żywe zdroje,
Że róże w pąkach płonią się wiosenne,
Że dziwne mary, rozwiewne i senne,
Ciałem się stają pod drżącą twą dłonią?
Że w twej źrenicy, jako w pryzmie słońce,
Życie odbija blasków swych tysiące
I załamuje promień brylantowy?...
Że noc koronę srebrną swojej głowy
U stóp twych w chłodnych rozsypuje rosach?
Że twym wzruszeniem drżą gwiazdy w niebiosach?

Czy wiesz ty o tym, że słowo to ciebie
Czyni kapłanką przeczystych ołtarzy?
Że to uczucie, co łuny dziewicze
Rzuca na białość liliową twej twarzy
I diamentową skrą w oku rozbłyska,
Nie tylko szczęściem jest, lecz złotą wagą,
Co byt wszechświata utrzymuje w ruchu,
Pierwszym zarzewiem wielkiego ogniska,
Co świat ogarnia blaskami swojemi,
Pierwszym ogniwem w stworzenia łańcuchu?
Czy wiesz, że kiedy zmierzchy tajemnicze
Wydały kształty młodzieńcze tej ziemi,
Co stała jeszcze wśród chaosu nagą,
Najpiewszym słowem, jakie Bóg na niebie
Rzekł do niej, było słowo: "Kocham ciebie"?

Posłuchaj! Kocham - to nie znaczy wcale:
"Chcę być pieszczoną w twym domu królową,
Chcę iść przez życie drogą kwieciem słaną...
Chcę w pocałunków twoich tonąć szale...
Chcę, by mi słonko świeciło co rano...
Chcę, by co wieczór lampę diamentową
Srebrzysty księżyc palił mi nad głową...
Chcę, byś dzień cały mojego szczebiotu
Słuchał i zawsze witał mnie uśmiechem...
Chcę, byś mi pieśni śpiewał wraz z słowikiem...
Chcę żyć z twej pracy i z twojego potu...
Chcę, byś był moim cieniem, moim echem,
Odpowiedzialnym za mnie niewolnikiem..."

Nie! "Kocham ciebie" - to znaczy: chcę z tobą
Podźwignąć ciężar, co się życiem zowie,
Być domu twego światłem i ozdobą
I nieść ci pokój, i ciszę, i zdrowie.
"Kocham" - to znaczy: twoje ideały
I twoje cele są także mojemi.
Pracujmy razem, by rozświt dnia biały 
Prędzej rozbłysnął na ziemi!
Chcę, by mą drogą była twoja droga,
Moim pragnieniem były twe pragnienia;
Chcę, byś był głosem mojego sumienia 
I wiódł mię z sobą do Boga!
Chcę, byśmy lecąc w uścisku wzajemnym,
Jako dwa duchy w dziedzinę wieczności,
Rozpromienili na świecie tym ciemnym 
Gwiaździste szlaki przyszłości!
Chcę przez twą wiedzę mój umysł rozszerzyć
I słowo twoje chować jak przysięgę;
Chcę z tobą marzyć i tęsknić, i wierzyć 
W ducha niezłomną potęgę!
"Kocham" - to znaczy: chcę z tobą podzielić
Gorzki chleb trudu i łez, i boleści...
Chcę oczy twoje w dniach smutku weselić 
I tarczą być twojej części.
Chcę na twych piersiach być jak róża biała,
W której płomyczek tajemniczy pała,
I chcę być jako pieczęć rubinowa 
Na ustach twoich bez słowa...
"Kocham" - to znaczy: chcę w cichym zakątku
Żyć zapomniana, byłeś ty był ze mną...
Chcę nad kołyską naszemu dzieciątku 
Nucić piosenki w noc ciemną!
"Kocham cię" - znaczy: o wolny ty duchu!
Ja nie chcę skrzydeł twych krępować jasnych,
Przykuwać ciebie do trosk nędznych, ciasnych,
Ciebie, coś przywykł na myśli podmuchu
Wzlatać, jak orzeł, po najwyższych szczytach 
I gniazdo zwijać w błękitach.
Ja nie chcę ciężyć tobie jak kajdany,
Wiązać cię z ziemią żelaznym łańcuchem...
Chcę tylko, byś mnie uznał, ukochany, 
Bratnim i równym ci duchem.
"Kocham" - to znaczy: ja chcę być dla ciebie
Prawdy i dobra, i piękna zaklęciem,
Umiłowanym twej duszy dziecięciem, 
Twoim marzeniem o niebie...
Chcę domu twego być białym powojem,
Twojemu czołu od skwarów ochroną,
Chcę być twą myślą i ramieniem twojem 
I przyjacielem, i żoną!

Jeśli w twych piersiach, kobieto, nie bije
Serce do takiej podniosłej miłości,
Nie mów ty: "kocham" nikomu na ziemi!
Bo ten, co z tobą połączy swą dolę,
Patrząc na ciebie oczyma smutnemi, 
Nigdy nie powie, że żyje,
I duchem wrósłszy w poziomą niewolę, 
Nie zrobi nic dla przyszłości!